To suknia/płaszcz w stylu boho, rzecz tworzona przez jakieś 35 lat z przerwami, szczerze powiedziawszy trudno mi policzyć. Zaczęłam ją za pierwszego męża i miała być kompletnie czymś innym. Po prostu zebrałam kolorystycznie resztki wełen i dziergałam w podróżach głównie, najpierw kamizelkę, która zamieniła się w sukienkę, a za ostatniego męża w suknię / płaszcz. Dlaczego tak długo ją tworzyłam? Ponieważ gdzieś tak w połowie roboty zobaczyłam ze robię coś, czego nikt nie założy, nawet ja ekstremalnie odważna. W związku z tym ciągle ja odkładałam, zajmowałam się rzeczami do noszenia, a do tej pracy wracałam jak miałam chwile przerwy. Spędzała mi sen z powiek, bo wyjątkowo podobała mi się wizja tego dzieła a jednoczenie wiedziałam że poleciałam z projektem poza czas i miejsce. Teraz, kiedy moje dzieło znajduje się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, gdzie robi furorę, moi znajomi londyńscy projektanci zachwycają się, ja nie mogę tego sprzedać, bo kocham tę rzecz, bo jestem przywiązana emocjonalnie na maxa i żadne proponowane pieniądze nie są w stanie pokonać żalu o rozstaniu. Myślę że dostaną te suknię moje córki w spadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz